Bitwa pod Ociesękami - 28.11.1863 r.
![]() |
Mogiła powstańcza na cmentarzu w Ociesękach |
28.11.63. Ociesęki, S. (Sandomierskie - przyp. autora),
ob.opatowski; 8 km .
płn.-zch.-płn. od Rakowa. (Rembów).
Przeciw
stojącemu pod Ociesękami Bosakowi szły od strony Cisowa 3 roty piechoty z dwoma
działami i pół seciny kozaków. Jenerał, poleciwszy pułkownikowi Chmieleńskiemu ściągnąć będące w pobliżu 2
kompanie piechoty i dodawszy do nich 50 dragonów na pieszo, zostawić je pod
dowództwem majora Bogdana, - w
odległości trzech wiorst przeciw zbliżającemu się nieprzyjacielowi wyprawił
jazdę, prócz zatrzymanych jako eskortę 50 ludzi, ku Rembowu. Strzelcy kapitana
Tylmana, po silnym i żwawym ogniu rzucili się na bagnety, przyczem zabrali
moskalom 24 karabiny. Po godzinnym boju, w którym nieprzyjaciel poniósł wielkie
straty, nakazał Bosak odwrót ku Rembowu z powodu zbliżania się posiłków
moskalom w sile 3 rot piechoty.
W
czasie tego odwrotu moskale, którzy zostali na miejscu, zaatakowani zostali
przez 3. kompanię oddziału majora Rudowskiego,
pod tegoż osobistem dowództwem, który na odgłos strzałów pospieszył na plac
boju i niespodzianie uderzył z tyłu na moskali, zadał im poważne straty i
zmusił do cofnięcia się. Straty moskali w ogólności wynosiły w zabitych i
rannych około 80 ludzi. Po stronie polskiej poległo 20, a rannych było 17. W
pomyślnym tym dla piechoty boju, poniósł oddział nieodżałowaną stratę w osobie
kapitana Tylmana, uważanego przez Chmieleńskiego, nacz. sił zbrojnych woj.
krakowskiego, za jednego z najdzielniejszych dowódzców kompanii.
Po
skończonym boju skoncentrowane kompanie powróciły na swoje stanowiska, Bosak
natomiast, dowiedziawszy się o marszu 12 rot od Kielc, Kunowa i Opatowa ku lasom
szczecińskim, ruszył ku Chmielnikowi. - W potyczce pod Ociesękami raniono pod Bosakiem
dwa konie.[1]
Rankiem
28 listopada Szulman podzielił swój oddział na 3 grupy, które miały za zadanie
przeszukać las cisowski. Sam na czele jednej udał się z Daleszyc do Cisowa.
Drugą grupę przez Smyków do Huty Nowej poprowadził mjr Dobryszyn, a trzecią składającą
się z samych dragonów sztabskapitan Szczerbiński. Ta grupa skierowała się w
stronę leżącej na zachód od Cisowa Drugni.
Zadaniem
kolumny Dobryszyna było obejść powstańców od strony północnej, dragoni
natomiast mieli to samo uczynić od strony południowej.
Powstańcy
postanowili wciągnąć w zasadzkę grupę Szulmana. W tym celu wydano rozkazy, aby
dwie kompanie piechoty zajęły stanowiska na linii lasu w rejonie wsi Kozieł.
Kompaniom nakazano bezwzględną ciszę. Dwie dalsze skoncentrowano na linii Czarna-Ociesęki.
Przed wieś Ociesęki od strony Cisowa wysunięto silny podjazd konny, który miał
wciągnąć nieprzyjaciela w zasadzkę. Pozostałą część kawalerii odesłano na
wschód do Rembowa, leżącego tuż przy drodze Łagów-Raków.
Kiedy
Szulman podsunął się pod Ociesęki, zaczęła się walka. Podjazd polski pod
naporem przeważających sił przeciwnika zaczął się cofać z Ociesęk do Czyżowa.
Cofający się powstańcy wciągali jednocześnie nieprzyjaciela miedzy zamaskowane
na skrzydłach kompanie. Wtedy ruszyły do ataku ruszyły kompanie ukryte na linii
Czarna - Ociesęki, zostały one jednak ostrzelane ogniem armatnim. Piechota
zaczęła się wycofywać na Czyżów, prowadząc ogień karabinowy. Płk Szulman dążył
do rozgromienia powstańców. Podzielił on swoje wojska na dwie części. Jedna
część spychała cofającą się piechotę na Czyżów, a druga podjęła manewr
oskrzydlający. Ta druga część wojsk Szulmana, wchodziła w przygotowaną przez
powstańców zasadzkę. Do ataku ruszył mjr Bogdan. Rosjanie zaczęli się cofać.
Wtedy wprowadził swoje wojsko mjr Dobryszyn, który lasami spod Huty Nowej
wyszedł na Ociesęki. Z relacji Potty wynika, że w tym momencie z zabudowań wsi
Ociesęki wyszli do ataku ukryci tam powstańcy. Była to druga niespodzianka dla
wojsk carskich, które były przekonane, że w tej wsi nie ma już Polaków. Szeregi
nieprzyjaciela zaczęły się łamać. Pełny sukces Polaków był bliski. Nagle Bosak
podjął decyzję o odwrocie w kierunku Rembowa, gdzie stała jazda powstańcza.
Bosak w swym raporcie do Rządu Narodowego twierdził, że decyzja o odwrocie
spowodowana była nadciąganiem 3 rot piechoty nieprzyjacielskiej. Była to
prawdopodobnie kolumna Alenicza, która po przeprowadzonym śledztwie w Opatowie,
podjęła marsz przez Łagów w kierunku Kielc.
Podczas
cofania się Polaków w stronę Rembowa nieprzyjaciel został zaatakowany jeszcze
raz przez kompanię mjr Rosenbacha, która spóźniła się na wezwanie Bosaka. Kiedy
jednak Rosenbach zorientował się w sile przeciwnika, szybko wycofał się do
lasu.
Odnotujmy
jeszcze, że w bitwie pod Ociesękami nie brali udziału dragoni, którymi dowodził
sztabskapitan Szczerbiński. Według relacji Potty znajdowali się oni tak daleko
od miejsca bitwy, że nie słyszeli strzałów.
Straty
stron są trudne do ustalenia. Bosak w swym raporcie twierdził, że wśród
powstańców było 37 zabitych i rannych, u przeciwnika zaś 80. Jeżeli nawet
przyjmiemy, że Bosak zaniżył liczbę zabitych i rannych powstańców, to mimo
wszystko dane te są bardziej prawdopodobne niż relacje rosyjskie, mówiące o
kilkuset zabitych Polakach. Bolesną natomiast stratą dla Polaków była śmierć
dowódcy kompanii Albina Tylmana.[2]
Warto
przytoczyć osobiste wspomnienia jednego z uczestników bitwy pod Ociesękami,
Kazimierza Zienkiewicza:
...
Tutaj dopiero od majora Bogdana dowiedzieliśmy się że z polecenia generała
Bosaka mamy przymaszerować do wsi Ociesęki, dokąd również ma przybyć i major
Rosenbach z dwiema kompanjami piechoty 28 listopada rano. ...
... Z
toku opowiadania zrozumieliśmy, że powołanie nas do Ociesęk pachnie niezawodnie
bitwą ...
...
Moskale w sile trzech rot piechoty (750 ludzi) dwóch armat i 50 kozaków, z którymi mieliśmy stoczyć bitwę, byli częścią załogi kieleckiej i maszerowali
stamtąd bitym gościńcem przez Cisów, obok Ociesęk, jak się zdaje, w kierunku ku
Rakowu. Zrównawszy się ze wsią Ociesęki, zostali zaatakowani przez polski
podjazd, który, dokonawszy swego zadania, cofnął się do wsi, wciągając za sobą
uszykowane do boju roty moskiewskie. Ociesęki były obsadzone przez jedną rotę
piechoty, pod osobistem dowództwem Chmielińskiego, przy boku generała Bosaka.
Druga znowu kompanja piechoty pod komendą kapitana Tylmana została ukryta w
lesie obok wioski Czarna. ...
...
Nie spodziewali się oczywiście zastawionej na nich pułapki, to też zostali zupełnie
zaskoczeni sytuacją, jaka się za chwilę stworzyła.
Najpierw
podeszli do Tylmana, który odrazu, bez strzałów, rzucił się na nich z bagnetami nasadzonemi na karabiny. Skutek był taki, że Moskale pierzchnęli natychmiast
w nieładzie, zostawiając w zabitych około 30 sołdatów ...
...
Tymczasem kolumna moskiewska, zdążająca jednocześnie pod las koziełowski,
przypuszczona przez majora Bogdana pod sam skraj leśnej gęstwiny na bardzo
bliski dystans, została przywitana ogniem 250 karabinów. Przestrach, jaki
ogarnął Moskali, nie da się opisać. ...
...
Że Ociesęki nie zostały spalone przez mściwych Moskali, to chyba przypisać
należy cudowi bożemu, wymodlonemu przez tamtejszego proboszcza, który przez
cały czas walki, wśród gradu kul klęczał poza ogrodzeniem kościelnem i z
krzyżem w ręku pogrążony był w żarliwej modlitwie. Mieszkańcy Ociesęk zaraz w
początkach bitwy uciekli ze starcami, dziećmi i całym swoim żywym dobytkiem do
lasów, pozostawiając chałupy i domostwa na łasce Opatrzności.
Straty
nasze w tej bitwie były stosunkowo nieznaczne. Najboleśniejszą była śmierć
kapitana Tylmana. ...
...
Gdyśmy wstąpili w lasy rębowskie, generał Bosak z Chmielińskim rozkazali
wszystkim kompanjom powrócić na dotychczasowe leże, sami zaś z 50 dragonami
udali się po resztę kawalerji naszej do Rębowa, a stamtąd podobno do Rakowa.
Moskale
ponieśli tak dotkliwe straty, że nie dali za nami choćby jednego dla przyzwoitości
strzału.
Nie
długo jednakże cieszyli się względnym dla siebie spokojem, licho jakieś ni stąd
ni zowąd przyprowadziło do Ociesęk zapóźnionego majora Rosenbacha z dwiema
kompanjami piechoty. Zobaczywszy zapomocą lunety plac boju gęsto zasłany moskiewskiemi
trupami, a samych Moskali siedzących i
leżących spokojnie na ziemi, rozwinął kompanje do boju i ztyłu jak gwałtowna
burza wpadł na nich. ...
... W
tym huraganowym natarciu major Rosenbach nie poniósł żadnej straty, natomiast
Moskale dość gęstym trupem znaczyli ślad swej porażki. ...
...
Na drugi dzień rano zostałem odkomenderowany przez majora Bogdana z plutonem
żołnierzy do Ociesęk, dla zbadania, czy Moskale są we wsi, co się stało z
naszymi zabitymi kolegami i czy po chałupach niema jakich rannych?...
...
Spokój był wokół zupełny, wszedłem więc do Ociesęk. Spotkana na wstępie leciwa
jakaś wieśniaczka objaśniła mnie, że Moskale jeszcze przed świtem opuścili
wieś, zabierając z sobą ogromną masę swoich rannych na podwodach, zarekwirowanych
z Ociesęk i okolicznych wsi. Prawie całą noc zajęci byli znoszeniem zwłok poległych
z pola bitwy na jedno miejsce za wsią, gdzie ich w paru wspólnych olbrzymich
grobach pochowano.
To
zeznanie wiejskiej kobiety, porównane z opowiadaniami dworskiej służby,
utwierdziły mnie w przekonaniu, że Moskale w bitwie pod Ociesękami w samych zabitych
stracili przeszło 150 ludzi. Na poparcie tego przypuszczenia może najlepiej
służyć fakt, że oni sami przyznali się w urzędowym dzienniku do 100 zabitych i
rannych.
Poleciwszy
dwum sierżantom kolejno przejść wszystkie chałupy, mianowicie jednemu z jednej strony drogi położone, a drugiemu z
drugiej, idąc za wskazówkami wieśniaczki, która opowiadała, że wszystkich
zabitych powstańców gospodarze zaraz rano z parobkami poznosili na stary przy
kościele cmentarz, udałem się wprost w stronę kościoła. Wzdłuż prawego boku
wiejskiej drewnianej świątyni zobaczyłem mnóstwo wieśniaczek, płaczących
rzewnemi łzami i zawodzących w niebogłosy. Po przejściu tego niewielkiego
kordonu, ujrzałem długi szereg martwych kolegów, obdartych z odzieży przez
Moskali tak całkowicie, że żadnemu nawet koszuli nie zostawiono. Wieśniacy sami
ponakrywali ich kawałkami płótna i słomą.
Leżało
ich dwudziestu dwóch z twarzami tak pogodnemi, jak we śnie marzycielskim
podczas lubych rojeń o wielkiem jakiemś szczęściu, o błogich rozkoszach życia,
które właśnie naprzekór tej mojej młodzieńczej ułudzie było już dalekie od
nich. Pogrążyłem się w szczerej za te młode dusze modlitwie, a stojąc długo,
bardzo długo nad ich skostniałemi zwłokami, przykuty na miejscu sugestją
łkających wieśniaczek oraz żalem za temi nowemi ofiarami, skierowałem swe kroki
ku otwartym podwojom kościoła.
Na
środku szczupłej nawy stał katafalk, otoczony jarzącemi świecami. Na katafalku
spoczywała okryta trumna, obita czerwonym aksamitem, a w niej zwłoki poległego
kapitana Tylmana, z czołem przeszytem kulą moskiewską. ...
...
Zwłoki ś. p. Tylmana były ubrane w czarną czamarkę i takież spodnie, na nogach
miał nowe ciżemki. Ręce skrzyżowane na piersiach trzymały obrazek z wizerunkiem
ukrzyżowanego Chrystusa. ...
...
Ksiądz proboszcz ociesęcki, bardzo zacny kapłan i gorący patrjota, wyprosił we
dworze kompletne czarne ubranie i buciki, sam zaś od siebie ofiarował trumnę,
używaną do egzekwij kościelnych, kazał w nawie ustawić katafalk, obstawić
świecami, obiecując urządzić zmarłemu taki pogrzeb, na jaki sobie życiem i
piękną śmiercią zasłużył. Również ksiądz proboszcz postanowił zająć się
wszystkimi poległymi powstańcami, aby, jak mówił mieli całkiem przyzwoity i
chrześcijański pogrzeb. ...[3]
W
czasie pisania książki o Powstaniu Styczniowym na ziemi pierzchnickiej miałem
okazję oglądać w publicznej telewizji film Juliusza Machulskiego pt. "Szwadron".
To taki swoisty zbieg okoliczności. W tym filmie, od mniej więcej piętnastej minuty, można obejrzeć długą scenę, która obrazuje właśnie bitwę pod Ociesękami. Wiedząc o tym, zupełnie inaczej ogląda się film, choć nazwa Ociesęki w nim nie pada... [4]
[1]
Zieliński Stanisław: Bitwy i potyczki
1863-1864; ... - str. 145-146
[2]
Caban Wiesław, Z dziejów Powstania Styczniowego... - str. 168-169
Komentarze
Prześlij komentarz